Niepokalanki z chorymi 1
Praca z chorymi i ich rodzinami jest dla mnie spotkaniem z Chrystusem na drodze krzyżowej w miejscu, z którego już blisko do Kalwarii. Do naszego ZOL-u najczęściej trafiają chore, starsze (kobiety), które wymagają już całodobowej opieki medycznej. Najczęściej potrzebują nieustannej opieki pielęgniarskiej (karmienia przez PEG czy też zgłębnik przy pomocy pompy żywieniowej lub profesjonalnych opatrunków) i częstego nadzoru lekarskiego. Ale konieczna jest im również pomoc duchowa, tj. zadbanie o to, by poprosić księdza o sakrament namaszczenia chorych, który w naszym ZOL-u sprawowany jest uroczyście przynajmniej 2 razy w roku: zawsze 11 Lutego w Światowy Dzień Chorego i w pierwszy piątek miesiąca października oraz wtedy, gdy Pacjentka lub jej Rodzina o to proszą.
Kilka lat temu syn umierającej Pacjentki poprosił mnie, aby coś zrobić, gdyż zauważył, że Jego matka nie może umrzeć. Zauważył, że tak bardzo się męczy i to już dość długo, i nie może umrzeć. Użył dosłownie takich słów: już nie można na to patrzeć.
Pomyślałam, że ta Pacjentka już jest duchowo przygotowana na spotkanie z Jezusem, ale wiedziałam, że ten Pan jest skłócony ze swoją jedyną siostrą i zaproponowałam mu, żeby przy łóżku umierającej matki spotkali się razem i powiedzieli Jej o tym, że są już pojednani. Umówiłam się z nim, że kiedy przyjdzie jego siostra, to do niego zadzwonię i on natychmiast przyjedzie. I tak było. Pamiętam, że wprowadziłam tego mężczyznę do sali i poprosiłam jego siostrę, aby mu wybaczyła. Pojednali się i za godzinę kobieta ta spokojnie zmarła w obecności swoich dzieci i nas – sióstr i pracowników. Oczywiście wszyscy obecni modlili się za nią. Zwykle odmawiamy wspólnie Koronkę do Bożego Miłosierdzia lub różaniec.
W byciu z chorymi ważne jest okazanie im miłości i wielkiej cierpliwości. Są nawet aktualnie takie pacjentki, które nie pozwalają, aby je opuścić. Chciałyby opowiadać i pytać. Zapewne wynika to także i z tego, że kontakt z dziećmi i rodziną mają rzadki, ze wzglądu na trwający stan pandemii. Ale nie tylko z tego powodu, starsi potrzebują pogadać i pobyć z drugim człowiekiem. Lubią wspólnie się modlić. W naszym ZOL-u jedną z ważnych czynności terapii zajęciowej jest właśnie wspólna modlitwa.
Bardzo ważne są też rozmowy z Panią psycholog. Nasze Pacjentki chciałyby, żeby była nią siostra zakonna, gdyż jak powiedziała jedna z Pacjentek, pamiętająca s. Paulinę (naszą siostrę posługującą w ZOL-u w tej roli), bardzo Jej brakuje. Do mnie, pewnie ta sama Pacjentka, powiedziała, że śp. s. Paulina „nas rozumiała i znała nasze potrzeby”.
Od naszych chorych uczę się cierpliwości, wytrwałości i przede wszystkim zgadzania się z tzw. trudną wolą Bożą i jej wypełniania.
W chorych cierpiących spotykam Chrystusa cierpiącego, wybaczającego wszystko, umierającego na Krzyżu, ale też Zmartwychwstałego.
s. Barbara
Niepokalanka z chorymi 2
Godzina 4.30 dla mnie zaczyna się nowy dzień w służbie Bogu i człowiekowi – „Przez Maryję do Jezusa”.
„…Wszystko Tobie dziś oddaję…
obecnością Twoja pragnę żyć.
…Jezusowi Zbawcy memu
przez Maryję wszystko daję dziś”.
Po tych słowach aktu strzelistego toaleta poranna, jutrznia, kilkunastominutowe pochylenie się nad Słowem Bożym z dnia. Echo tego Słowa – czyta moje życie. Ja kontempluję Słowo. Spieszę się (jak Maryja do Elżbiety) na przystanek, do tramwaju, wmieszana w tłum ludzi, jadę do pracy. Widzę ludzkie twarze: zamyślone, smutne, zmęczone, spokojne, zatroskane o chleb codzienny. „Biorę ich”. O Maryjo, okaż żeś jest Matką teraz i w godzinę śmierci. Przesuwam w kieszeni paciorki różańca. Zawierzam tych, co za mną i przede mną. Ludzi, których spotkam i to, co mnie spotka. Otwieram drzwi szpitala. Zakładam mundur pielęgniarski i śpieszę na oddział ukryta z Jezusem. Wir zajęć, zadań – idę do chorych, moich pacjentów z uśmiechem, cierpliwością i profesjonalna opieką. W sercu z modlitwą: Jezu pomóż, Jezu ratuj! Matko Niebieska, Ty się tym zajmij!
Niczym szczególnym nie wyróżniam się na tle personelu. Nieliczni zauważą medalik. O ukrytym znaki konsekracji – obrączce wiem tylko ja. Tak jak koleżanki jestem poddawana krytyce i czasami trzeba odpierać ataki trudnych pacjentów: „Wy się śmiejecie, a tam ludzie umierają…”. Tak – często w dyżurce – śmiejemy się. Odreagowujemy stres, wspieramy się, żeby się nie wypalić. Dbamy o dobrą atmosferę. Czasem z bezsilności. By na hasło: reanimacja stanąć na stanowisku i ratować życie. Ocieramy się o śmierć. Współodczuwamy, analizujemy… Przeżywamy naszych pacjentów… Wspominamy… Po takich akcjach często sami potrzebujemy wsparcia, zwłaszcza w rzeczywistości COVID-owej.
Mamy też wdzięcznych pacjentów. Oni dodają nam skrzydeł, gdy piszą takie wiersze:
„Bóg się zlitował. lekarz dał radę
W czwartkowy ranek usunął wadę.
Zdziwił się doktor tak doświadczony
Bo nie mógł wiedzieć, że wymodlony
Cud lub kto woli – przypadek losu
i łysy pacjent nie stracił głosu.
Z wdzięczności teraz pisze te słowa
Bo w swej pamięci zawsze zachowa
Ludzi w szpitalu tu postawionych
Pomoc w potrzebie chorym niosących!
Za Waszą pracę z serca dziękuję
I w wyobraźni obraz maluję
Radosnych dzieci i wnucząt małych
Co swoich bliskich tu odzyskały.
Waszą zasługą radość tych ludzi
Dla których każdy z Was się tu trudzi.
Nie ustawajcie w pięknym tak dziele,
A Pan Wam zdarzy łask wiele!
Kończy się dyżur. Zamykam ciężkie drzwi szpitala i niosę wszystko na Eucharystię. To Msza święta zamyka ten dzień i otwiera na jutro, na wieczność… Odnawia siły, wlewa nadzieję. Uczy pokory. Jezu, cichy i pokorny, uczyń serce moje podobne do Twego. Abym tak, jak Ty, Panie Jezu, cichym i pokornym sercem przyjmowała wolę Bożą, zbawiła własną duszę i innym duszom pomogła dojść do zbawienia.
O Maryjo, o Pani, o Matko moja, pomnij, że jestem Twoja, przeto mnie strzeż i broń, jak rzeczy i własności swojej!
To taki jeden dzień z życia siostry niepokalanki – pielęgniarki w dużym mieście – siostry w cierpieniu.
s. Estera