Osoby ubogie, bezdomne spotykałam często i od dawna zajmowały ważne miejsce w moim sercu… Jednak dopiero około siedem, może osiem lat temu miałam ważne doświadczenie… mijałam mężczyznę, który był kompletnie pijany, zasikany, brudny, pobity i okropnie od niego śmierdziało. Mam przed oczami obraz, jak wszyscy mijali tego człowieka szerokim łukiem, nikt się nie zatrzymał, żeby zapytać co mu jest, czy czegoś nie potrzebuje. Zresztą on chyba nawet tego nie oczekiwał. Ja też wtedy się nie zatrzymałam. Pamiętam, jak bardzo poruszyła mnie myśl, że prawdopodobnie on już nie pamięta o swojej godności dziecka Bożego, o człowieczeństwie, które zostało mu podarowane w momencie powołania do życia, o pięknie, które ma w sobie… i właśnie to jest największą tragedią i ubóstwem tych ludzi… i moją również 🙁
Kiedy zamieszkałam w Warszawie, zobaczyłam jak wielu jest takich ludzi, którzy utracili tę pamięć.
Często przechodząc obok jadłodajni dla bezdomnych na Miodowej widziałam kolejkę po posiłek, nie dawało mi to spokoju, wiedziałam, że chcę spotykać się z tymi ludźmi, móc rozmawiać z nimi…
Modliłam się i prosiłam Jezusa, że jeśli zaprasza mnie do takiej posługi, to żeby mnie przyprowadził do bezdomnych… i przyprowadził.
Najpierw przychodziłam do magazynu ubraniowego przy jadłodajni prowadzonej przez braci kapucynów, wydawałam bezdomnym potrzebną odzież… to było bardzo ważne doświadczenie. Czasami chodziłam też do kuchni, żeby włączyć się w przygotowywanie posiłków, proste obieranie warzyw, krojenie kartofli, nalewanie zupy, przygotowywanie stołów dla bezdomnych…
Przyszła pandemia… magazyn nie działał jak dotychczas, stołówkę bracia zamknęli, ale na szczęście nie przestaliśmy przygotowywać posiłków i wydawać ich, od tej pory już na wynos. Całą pandemię aż dotąd robiliśmy to razem z wolontariuszami, niezależnie od pory i dnia tygodnia. Przełożona Generalna zgodziła się na to moje bycie dla bezdomnych, na to, żeby zostawić dotychczasową pracę i błogosławiła na tę posługę, za co byłam i jestem jej bardzo wdzięczna, bo wiem, że bez posłuszeństwa nie byłoby to miłe Bogu.
Spotykałam się z ubogimi inaczej niż dotychczas, już nie bezpośrednio, ale wiedziałam, że jest to ważne i potrzebne, bo dostając ciepły posiłek, nasi bracia i siostry mogą doświadczyć dobroci Boga Ojca, który troszczy się o nich każdego dnia.
Spotykając bezdomnych, potrzebujących i samotnych, wiedziałam, że jest to mój Bezdomny Jezus, samotny, głodny i tęskniący za drugim człowiekiem, za spotkaniem i obecnością.
Niedawno przed kościołem braci kapucynów przy jadłodajni pojawiła się figura Bezdomnego Jezusa… jest to postać człowieka owiniętego w jakieś łachmany i leżącego na ławce, obok Niego jest miejsce, żeby usiąść. Nieraz widziałam siedzącego tam bezdomnego, który jadł zupę z jadłodajni, jest tam miejsce dla tych ludzi, ale jest tam miejsce i dla mnie. On mnie zaprasza, żeby usiąść przy Nim.
Moja posługa w jadłodajni, to piękne chwile, które zostały mi podarowane i to jest zaszczyt, że mogę służyć Bezdomnemu Jezusowi, mogę z Nim się spotykać, ubierać Go. On w ten sposób poszerzył i cały czas poszerza moje serce. Pozwolił doświadczyć pięknej wspólnoty braci, sióstr, wolontariuszy, z którymi każdego dnia stawaliśmy, by robić to, do czego nas zaprosił Bezdomny Jezus. Niech będzie uwielbiony za te wielkie łaski.
s. Monika